Roman Burghardt starszy inspektor pracy, główny specjalista Okręgowego Inspektoratu Pracy w Zielonej Górze
Nie chodzi o to co, ale jak!
Przy okazji konferencji „Budujemy bezpiecznie i nowocześnie”, która odbyła się na Uniwersytecie Zielonogórskim rozmawiamy z Romanem Burghardtem, starszym inspektorem pracy, głównym specjalistą Okręgowego Inspektoratu Pracy w Zielonej Górze.
Ponad 28 lat w Inspekcji Pracy, wcześniej w Wydziale Architektury, Urbanistyki i Nadzoru Budowlanego. Zatem nikt o bezpieczeństwie na budowie nie wie więcej od pana. Nawiązując do dzisiejszej konferencji – „Nowocześnie i bezpiecznie na budowie” – czy to się gryzie czy uzupełnia?
To dobre pytanie. I nie da się na nie udzielić odpowiedzi wprost, takiej jednoznacznej. Więc raczej odpowiem: i tak, i nie. Nowocześnie i bezpiecznie na budowie idzie w parze ale pod pewnymi warunkami. Prawdą jest, że mamy coraz bardziej nowoczesny sprzęt, coraz nowocześniejsze technologie w budownictwie. I nowoczesność bardzo pomaga na budowie. Usprawnia pracę. Ale i tak wszystko sprowadza się do tego jak tego sprzętu nowej generacji używamy. Z mojego wieloletniego doświadczenia wynika bowiem, że często działamy wedle rutyny – „bo tak robiłem i nic się nie stało, więc teraz też nie powinno”. I to nas gubi. Więc nowoczesność ok ale człowiek jest tym słabym ogniwem. Nie chodzi o to „co” mamy, ale o to „jak” tego używamy. Źle użyte narzędzia nawet najnowocześniejsze mogą narobić więcej szkody niż pożytku.
Wchodzi pan na budowę i od razu zwraca pan uwagę na…?
…na to co nad ziemią i w ziemi. Czyli praca na wysokościach oraz wykopy. Pracownicy zdają sobie świetnie sprawę ze skutków niezachowania ostrożności przy pracy na wysokościach. „Muszę uważać bo spadnę.” Ale bezpieczeństwo w wykopach to już tak bardziej po macoszemu, bo tego zagrożenia po prostu nie widać i pracownicy nie wierzą w to, co może się wydarzyć. Dlatego chociaż częstsze są upadki z wysokości, to jeżeli już dojdzie do wypadku w wykopie, skutki jego są zazwyczaj opłakane dla pracownika, ale też jego rodziny. Zawsze powtarzam na szkoleniach: „że głębokość to odwrócona wysokość”, więc oprócz wymagań dot. bezpieczeństwa w wykopach trzeba też zabezpieczyć pracownika. A niestety skutki jednego i drugiego wypadku są bardzo poważne.
Przykłady?
Wróćmy do właściwego użytkowania sprzętu. Na szkoleniach zawsze pan podkreśla jak ważne jest by używać sprzętu zgodnie z przeznaczeniem.
Powtarzam to zawsze i powtarzać będę aż do znudzenia bo to podstawa. I tu nie chodzi tylko o budowlańców. W naszych domach również nie czytamy instrukcji! Kupujemy np. drabinę i co robimy? Od razu ustawiamy. Nie chce nam się przebrnąć przez kilkanaście stron. Bo co tu może być skomplikowanego, wszystko wiemy. A może tam być taki jeden punkcik, dosłownie jeden, o tym czego nie wiedzieliśmy, a co nas może uchronić przed wypadkiem. Tak samo jest na budowie. Przykładem, który często przytaczam jest używanie szlifierki kątowej, która zwykle wykorzystywana jest do cięcia dosłownie wszystkiego, a niezwykle rzadko do szlifowania. A przecież to ta druga funkcja jest jej podstawowym przeznaczeniem, dlatego operowanie nią jest takie niebezpieczne. Niestety, przypomina mi ona jeden ze śmiertelnych wypadków. Kolejny przykład wózka teleskopowego tzw. zwyżki. W instrukcji użytkowania jest jasno napisane, że pomost jest miejscem roboczym i służy tylko i wyłącznie do wykonywania prac. Może być na 2. czy 4 osoby. A w jaki sposób często jest używany? Jako środek do podwózki, czy platforma do wejścia na dach.
Na jednym z wykładów usłyszałam jak pan mówił, że najczęściej dochodzi do upadków z wysokości zaledwie 1-3 m.
To są najczęściej upadki z drabiny, czy rusztowania. I ma to związek z kolejną kwestią jaką należy poruszyć, jeżeli rozmawiamy o bezpieczeństwie na budowie. Oprócz zabezpieczeń chodzi również o porządek. Budowa to nie laboratorium, nie mówimy o lśniącej czystości, ale o porządku. Naczelną zasadą rozpoczęcia pracy na budowie jest przygotowanie i uporządkowanie swojego miejsca pracy. Wtedy możemy się skupić tylko i wyłącznie na zadaniu, a nie na tym co nam przeszkadza podczas jego wykonywania. A tu pajęczyna kabli, a tam rozrzucone deski, np. z rozebranych szalunków, a dalej zostawione wiertarki i szlifierki i do tego jeszcze ustawiona drabina. I jaką słyszymy argumentację, nawet w szpitalu po wypadku: „Panie inspektorze, bo ja tam tylko na chwilę, miałem na 10 min roboty, więc mi się nie opłacało … Jakbym musiał spełnić te wszystkie wymagania, o których pan mówi, to nie byłbym w stanie wykonać swojej pracy. A słyszał pan o włoskim strajku?” Zapewne zabrzmi to bardzo humorystycznie i wesoło, ale to niestety nie jest kawał. Przypomniała mi się krótka dyskusja z pewnym góralem, który podobnie odpowiedział mi na pytanie, dlaczego nie zabezpieczają się przed upadkiem z wysokości. Cytuję: „Panie inspektorze a spadł? Bo jak spadł, to się nie nadawał do tej pracy”. I do czego dochodzi? Na szybko rozkładamy drabinę, „ja tylko na chwilę, przykręcę” i spotykamy się w szpitalu, bo upadamy na rozłożony pod drabiną sprzęt i jest tragedia. Fajnym sposobem na omówienie przyczyn wypadku w zakładzie jest zrobienie tego w danej brygadzie, dodatkowo wśród samych zainteresowanych. Wówczas koledzy zadają takiemu rutyniarzowi pytania, dlaczego się nie zabezpieczył, dlaczego wcześniej po sobie nie posprzątał, jak teraz wykonałby tą samą czynność. Jest to dla wszystkich bardzo pouczające, a sam poszkodowany nie jest już taki cwany, jak przed wypadkiem.
Przez te wszystkie lata jaki jest pana bilans, jest lepiej, gorzej jeżeli chodzi o bezpieczeństwo na budowie. Co się zmieniło?
Na pewno zmieniła się wysokość mandatów. (śmiech)
Ooo, inspektor z humorem. (śmiech)
To co kiedyś było górną granicą 1.000 zł to teraz najniższy mandat. Najwyższy przy pierwszej kontroli to 2.000. Przy tzw. recydywie mandat może wynieść 5.000 zł.
A w kwestiach bezpieczeństwa?
To co ja obserwuję to takie ślepe wierzenie nowym technologiom. Przykład? Proszę bardzo. Każdy z branży budowlanej zna rusztowanie warszawskie. To „stare” rusztowanie. Niektóre firmy chwalą się wręcz, że już z nich nie korzystają. Prześcigają się w tym jakie to mają nowoczesne. Nie rozumiem tego. Rusztowanie warszawskie jest genialne w swojej prostocie. Nie w tym rzecz, by mieć coś nowoczesnego, ale by właściwie tego używać. Wielokrotnie widzę ultranowoczesne rusztowania źle ustawione. Do ustawienia warszawskiego, jak każdego innego należy się odpowiednio przygotować. Powinien to wykonać pracownik, który się na tym zna. Ma uprawnienia do montażu i demontażu rusztowań, a dzięki temu powinien wiedzieć, jak ma być przygotowany teren pod posadowienie rusztowania, kiedy i jak ma zastosować stężenia, w których miejscach je zakotwić itd. Takiej wiedzy nikt nie posiada bez przeczytania instrukcji producenta rusztowania, czy odnoszących się do rusztowań polskich norm.
Podsumujmy zatem. Poproszę o wnioski?
Dziękuję za rozmowę.
Dziękuję.